Koniec sezonu już jakiś czas
za nami. Można teraz na spokojnie opisać nasze reprezentacyjne
wyjazdy z biało – czerwoną flagą.
Na przełomie maja i czerwca Reprezentacja Polski grała trzy,
towarzyskie spotkanie. Pierwszy odbył się w Kielcach z
Finlandią, na którym jesteśmy obecni w 10 osób z flagą.
Na kolejny wyjazd przyszło nam jechać do Austrii, a dokładnie do
Kufstein, gdzie meldujemy się w 5 osób z flagą. Na miejsce
dojechaliśmy bardzo wcześnie, ale miasteczko od samego rana
przygotowywało się na to spotkanie. Gdy zobaczyliśmy stadion, na
którym ma być rozgrywany mecz, nasze zdziwienie było ogromne.
Jedna trybuna wzdłuż murawy i wielka dezorientacja wśród
miejscowych, bo sami nie wiedzieli, gdzie mają posyłać ludzi :).
A więc zaczęło się po prostu mega chujowo. Pierwsze myśli, które
przeszły przez głowę to: miasto totalna wioska, stadion malutki,
zero atrakcji. Jak później okazało się, nie było tak źle. Co
prawda dolało nam strasznie, bo padało cały czas podczas naszego
pobytu w tejże mieścinie. Z rana szybki obchód miasta,
poszukanie miejsc wartych odwiedzenia. W tle stadionu mieści się
stary zamek, który jest konkretnie rozbudowany „od środka”.
Zwiedzanie nam trochę czasu zajęło. W końcu przyszedł czas na
mecz. Oczywiście większość Polaków bez biletów, w tej większości
znaleźliśmy się również my. Pod kasami jesteśmy już 2,5 godziny
przed rozpoczęciem spotkania. Kasa otwarta została kilkanaście
minut przed początkiem meczu. Udało wbić się „ na Krzysia”,
ochrona niekumata, większość Polaków wykorzystała okazję i
szturmem wbiła na stadion. Mecz się zaczął, nie było to
porywające widowisko. Podczas hymnu odpalone zostało kilkanaście
rac i to na tyle jeśli chodzi o jakieś atrakcje tego dnia. Po
meczu nic ciekawego się już nie wydarzyło. Mimo wielu
przeciwności warto było jechać na ten mecz. Sporo Serbów
obecnych na meczu, ale byli to głównie emigranci, mieszkający na
co dzień w Austrii.
Po wyjeździe do Kufstein przyszedł w końcu czas na podróż do
hiszpańskiego Alicante. Do Hiszpanii wybraliśmy się również w 5
osób z flagą. Po dotarciu do Alicante naszym kolejnym celem tego
dnia była Murcia. Tam właśnie rozegrane zostało spotkanie z
Hiszpanami. Hiszpania przywitała nas bardzo wysokimi
temperaturami. Do Murci śmigamy pociągiem. Na miejscu jesteśmy
sporo godzin przed początkiem meczu. Od razu udajemy się pod
stadion Estadio Nueva Condomina. Jedyny problem jaki mieliśmy
to… brak wejściówek hehe. Ale dla chcącego nic trudnego.
Pokazaliśmy nasz Góralski charakter hehe:). Przy wpuszczaniu
porządkowych na stadion, wkręciliśmy się razem z nimi i byliśmy
już 2,5 godziny przed pierwszym gwizdkiem na stadionie. Niestety
po godzinie szwędający się ochroniarz nas znalazł i trzeba było
się ewakuować, najlepsze w tym wszystkim jest to, że większość
porządkowych goniła za nami dość długo po całym stadionie :).
Pod stadionem ceny biletów zaczynały się od 75 euro. Nam udało
się ogarnąć wejściówki od jednego z Polaków. Kilku osobom udało
się wbić bez biletów. Przydałoby się krótkie słowo o
hiszpańskich psach, którzy pałowali i zwijali za co popadnie.
Sporo Polaków przeszło ścieżkę zdrowia, był moment, że psiarnia
pałowała kogo się dało. W drugiej połowie spotkania, na polskim
sektorze ukazała się biało – czerwona baloniada, były również
pojedyncze race. Co do wyniku – tego dnia nikt o tym nie myślał,
on kolejny raz się dla nas nie liczył. Po meczu spędziliśmy
jeszcze trochę czasu w Murcii, którą mogliśmy opuścić wczesnym
rankiem, z powodu braku połączeń. Po powrocie do Alicante z
powodu braku noclegu, śpimy na plaży :), wrażenia niezapomniane
hehe. Na drugi dzień pierwsze co to załatwiamy nocleg. Przyszedł
w końcu czas na pozwiedzanie miasta i kąpiel w morzu. Na plaży
spędziliśmy również kolejny dzień, temperatura bardzo wysoka,
bardzo ciepła woda i spalone plecy :). W dniu powrotu do Polski
odbywało się w Alicante sporo imprez, ludzi na mieście bardzo
wiele, wszędzie przewijały się najebane tłumy oraz piękne
hiszpanki:). Nadszedł czas powrotu do kraju, nie ma co się
oszukiwać, ale z chęcia by się tam jeszcze zostało. O tym co
zobaczyliśmy na miejscu, nie ma sensu pisać – zostanie to tylko
w naszej pamięci:). Z Hiszpanią żegnamy się odwiedzając jeszcze
port w Alicante. W tym wyjeździe było wszystko: pociąg, samolot,
taryfy, problemy z biletami, sporo ciekawych sytuacji. Kolejny
raz przekonaliśmy się, że każdy wyjazd to prawdziwy spontan.
Co do gwiazdy wyjazdu. Już w Żywcu typowaliśmy kolegę A. mimo
jego wielkich starań nie udało mu się dotrwać do końca jako
gwiazda wyjazdu. Przebił go pod każdym względem Seniorit :)
który dzielnie przewodził w tym rankingu do samego końca. Z tego
miejsca pozdrawiam wszystkich uczestników wyjazdu oraz Seniorita
:) Ole, ole Seniorita :)
|