ZDJĘCIA (kliknij)
GFC ON TOUR
Wyjazd zapowiadał się ciekawie od samego początku. Wreszcie
zobaczyć słynną Torcidę ( 1950 r ) to nie lada atrakcja. Ich
wyczyny zarówno Ultras jak i Hools możecie zobaczyć na You Tube.
Wyruszamy w środę rano pociągiem do Żiliny (oczywiście na gapę )
w pięć osób. Będąc na miejscu udajemy się na piwko, gdyż do
wyjazdu zastało parę godzin. Planowany wyjazd do Splitu
przypadał na godz. 17:00. Jak to na wyjazdach bywa zawsze ktoś
jest gwiazdą - typowano kolegę "X", ale był nią tylko przez parę
godzin, bo później pałeczkę przekazał koledze "Y", a ten puścił
ją dopiero w Chorwacji. Ale po kolei.....
Po godzinie 17:00 nadjechał zamówiony autokar. Autokar.... to za
dużo powiedziane. Był to stary Autosan z lat 80-tych. Nie
mogliśmy uwierzyć, że tym gratem mamy jechać.
Między Góralami doszło do pierwszej ostrej wymiany zdań. Część
chciało jechać tym Wehikułem, a część obrała opcję dostania się
do Splitu koleją. Jednak ostatecznie pojechaliśmy Wehikułem w
komplecie. Jak to zwykle bywa, alkoholu było dużo - zaczęło się
od Śliwowicy, a skończyło..... uhm..... kto to wie.....
Prym w autokarze wiódł kolega "Y". Co robił, to zostanie
tajemnicą, wystarczy, że napiszę o nocnych krzykach co ok. 20
minut ha, ha, ha. Po ok 8 godz. jesteśmy na granicy chorwackiej.
Tam zaczęła się jazda. Chorwaci sprawdzali nas dość dokładnie.
Znaleźli piro i kazali oddać alkohol ( nawet jak ktoś miał tylko
jedno piwo ). Na granicy spędziliśmy 3 godz. na słownych
przepychankach z psami. W końcu puścili na s do Chorwacji. Od
granicy jedziemy już cały czas z pieskami, którzy co jakiś czas
się wymieniają. 30 km przed Splitem oznajmiają nam, że zawiozą
nas nad morze i tam mamy czekać aż do meczu (ok.9 godzin )
Twierdzą, że nie możemy wjechać do Splitu, gdyż Torcida nas
ubije. Nad morzem same kurorty i mnóstwo ludzi. Górale zaliczają
kąpiel w Adriatyku i szybka decyzja : czterech z nas ucieka
statkiem do Splitu, a jeden zostaje nad morzem. Po przypłynięciu
do Splitu, udajemy się pod stadion. Do meczu zostało 6 godz. a
pod stadionem jest już mnóstwo Torcidy. Idziemy spacerkiem do
centrum, które jest położone dość blisko stadionu. Split to
piękne miasto : z jednej strony morze, a z drugiej wspaniałe
góry, a w środku wszyscy żyją Hajdukiem : od małych dzieci po
stare babcie. Niesamowite ! W centrum odwiedziliśmy słynny pub
Torcidy - pełno ludzi w nim i przed nim. ż głośników leci
bałkańska muza, a refren śpiewa ok 400 osób przed pubem i w
środku.
Później udajemy się do sklepiku Torcidy, pod którym jest masa
fanów i każdy chce wejść. Sprzedawca wpuszcza po 10 osób. W
końcu udajemy się pod stadion, gdzie czekamy na Żilinę, przy
nadmorskim wiaterku. Przyjeżdżają przed samum meczem. Na
stadionie 30 tys. ludzi. Doping......hm. Jako, że byłem tu i
ówdzie i trochę się widziało na tym kontynencie, ale czegoś
takiego doznałem po raz pierwszy. Doping tak głośny, że szok. Po
prosu wgniatał w ziemię. Petarda jak jebła to huk taki, że aż
strach.
Żiliny ok. 80 osób. Pod koniec meczu strzela bramę MSK i
wygrywamy. Torcida maksymalnie wkurwiona, zaczyna odpalać piro i
rzucać na murawę. Mecz się kończy, a my szybko opuszczamy
stadion. Po meczu Torcida robi jakieś jazdy przed klubem
przeciwko trenerowi i zarządowi. Ktoś tam dostał...( chyba
trener ) Interweniowali ci co zawsze.
Powrót dość szybki, tylko w Splicie zepsuł sie wehikuł i 1
godzina naprawy . W końcu docieramy do Żilinki, a stamtąd
pociągiem do Żywca ( oczywiście za friko )
Na koniec krótkie podsumowanie. Wyjazd jak dla mnie na pewno
jeden z najlepszych. Szkoda, że pojechało nas tak mało,
zwłaszcza, że wyjazd nie był drogi ok. 280 zł
Teraz znów Bałkany i Partizan. Już wiadomo, że ten wyjazd będzie
tańszy i zajebisty.
Tak w ogóle to się dziwię fanatykom Górala, że zamiast jeździć
na takie "perełki" wolą siedzieć w tej dziurze oglądać
antyfutbol i uważać się za Cool.
Pozdrowienia dla uczestników wyjazdu, zwłaszcza "Cypiska"
(pierwszy jego wyjazd międzynarodowy i od razu taki strzał - ja
musiałem czekać na to 20 lat ) i " Kwicoła" i boys MSK Żylina.
CYPISEK
Gdy Zilina wylosowała Hajduk Split w kolejnej fazie Ligi
Europejskiej, pomyślałem sobie, że wyjazd do Splitu będzie
wyjazdem życia. Nie myliłem się, dodatkowego smaczku przyniósł
mecz rozgrywany w Zilinie, na który przybyło ok. 500 fanatyków
Hajduka, którzy zostali spacyfikowani przez słowacką psiarnie.
Po rozmowach z chorwackimi kibolami, nakręciłem się jeszcze
bardziej na mecz wyjazdowy, no i się nie zawiodłem.
Tak więc do Splitu wybrało się 5 żółto - biało - zielonych
fanatyków. Naszą eskapadę rozpoczęliśmy w środę ok. godz. 9.00
na dworcu. Komisja wyjazdowa postanowiła przejechać trasę Żywiec
– Zilina na „Krzysia”, było to jedyne, rozsądne wyjście, w
czasach kryzysu ceny biletów międzynarodowych są droższe niż na
pociąg nad morze. Podróż mija spokojnie i bez nerwów, pełen
relaks. Wysiadamy na dworcu w Zilinie, do planowanego wyjazdu
pozostało trochę wolnego czasu, więc podążyliśmy w stronę rynku,
tam zaliczyliśmy kilka miejsc wartych odwiedzenia i udaliśmy się
na piwko. Planowy wyjazd z Ziliny miał być o 17.00 trochę się to
przedłużyło i wyjechaliśmy godzinę później. Gdy nadjechał
autokar, trochę się zdziwiliśmy, nie mogliśmy uwierzyć, że tym
szrotem pojedziemy tyle kilometrów. Wtedy zaczęło się
kombinowanie, żeby jechać koleją do Splitu, niestety połączenia
pociągów były beznadziejne, gdybyśmy wybrali podróż koleją, nie
zdążylibyśmy na mecz. Trzeba było zostać i jechać „autokarem”.
Chwilę po zajęciu miejsc rozpoczął się „układ i pijaństwo”.
Głównym bohaterem wyjazdu został Kolega Cypiska, od początku w
zakładach bukmacherskich stawiano na kogo innego. Te wydarzenia
zostaną tajemnicą tego wyjazdu.
Spokojnie przejechaliśmy Słowacje, Węgry, Słowenie, jaja zaczęły
się dopiero na granicy chorwackiej. Tam celnicy i psiarnia
wymyślali błahe powody, aby tylko nie puścić nas w dalszą drogę.
I tak oto na granicy spędziliśmy ponad 3 godz. Od tego miejsca
mieliśmy obstawę aż do samego Splitu. Po 15 godzinach podróży
dojechaliśmy do miejscowości Trogir, oddalonej o ok. 30 km od
Splitu. Tam chorwacka policja oznajmiła, że do Splitu nas nie
puszczą i dopiero opuścimy tą mieścinę przed samym meczem.
Trogir okazał się bardzo przyjemnym miasteczkiem, plaża, hotele,
drinki, palmy. Szybko się nam to znudziło i w czwórkę małym
stateczkiem udaliśmy się do Splitu. Jeden z nas został nad
morzem i umacniał zgodę;-)
W Splicie byliśmy kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania.
Pierwsze co nasunęło się w głowie to stadion. Pod stadionem
kilka fotek i pomykamy dalej. Co ciekawe do meczu sporo czasu a
w kasach spore kolejki. W mieście wszyscy żyją Hajdukiem, małe
dzieci ubrane w ubranka klubowe, rodzice, ludzie starsi, dla
nich to jak religia. Droga ze stadionu do centrum zajęła nam 15
min. W między czasie odwiedziliśmy słynną knajpę Torcidy. Klimat
jaki tam panuje jest nie do opisania. W radiu leciały kawałki
wysławiające Hajduk i jego kibiców, a w miedzy czasie wszyscy
zebrani kibice w środku jak i ogródku piwnym przyłączają się do
śpiewu. Efekt rewelacyjny. Kolejny cel to fan shop Hajduka.
Wnętrze obwieszone oldschoolowymi fotami trenerów, piłkarzy,
działaczy i fanatyków. Pracownik wpuszczał po 10 osób co jakiś
czas, ponieważ przed sklepem ogromne kolejki i nawałnice
fanatyków Torcidy. Czas udać się na jakiś regionalny posiłek, a
później udać się pod stadion. Tam jesteśmy 1,5 godziny przed
meczem i czekamy na Ziline. To czekanie można świetnie
podsumować: piękny zachód słońca, lekki wiaterek we włosach i
doping na pełną pizdę podczas rozgrzewki zawodników Hajduka. Gdy
siedziałem pod stadionem, nagle usłyszałem ryk, aż ciarki
przeszły po ciele. Tuż przed rozpoczęciem spotkania dojechała
Zilina, wreszcie jesteśmy na stadionie. Tam 30 tys ludzi. Sporo
ludzi ubrana w białe, klubowe koszulki. Doping jednym słowem –
miazga, ostre pierdolnięcie. Co jakiś czas Torcida odpala race.
Pod koniec meczu Zilina strzela bramkę. Stadion milknie… nagle
30 tys. osób zaczyna gwizdać, na murawę lecą race, petardy
hukowe, później zaczęli rzucać w stronę porządkowych. Ziliny na
tym wyjeździe ok. 80 osób. Po meczu od razu udaliśmy się do
autokaru. Jak później się dowiedzieliśmy, ok. 200 osób z Torcidy
nie chciało wypuścić ze stadionu, trenerów i działaczy klubu.
Podróż do Ziliny minęła o wiele szybciej, po drodze autokar się
troszkę popsuł i kolejna godzina w plecy. Z Ziliny wracamy
pociągiem na „Krzysia”.
Jak dla mnie wyjazd świetny. Brakowało takiego przeżycia, super
odskocznia od ogórkowej ligi okręgowej. Z dumą mogłem stać nad
flagą Górala Żywiec na stadionie słynnego Hajduka Split. Nie
każda ekipa ma takie możliwości. Korzystajmy z tego, bowiem
życie kibica to ciągłe wspomnienia, świetna zabawa, wspólnie
spędzone chwile w trudnych sytuacjach. Na starość tylko to nam
zostanie – wspomnienia. Wtedy z dumą będę mógł powiedzieć, że
flaga GÓRALA ŻYWIEC wisiała na wielu stadionach Europy i świata,
a ja stałem za nią. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich
uczestników tego wyjazdu, a w szczególności czterech Górali.
|